Pamiętam bum na hygge w okolicach świąt Bożego Narodzenia jakieś 3 lata temu. Polskie księgarnie zalały książki na ten temat, a w sieci okrzyknięto hygge największym trendem wszechczasów. Zachwyt filozofią Duńczyków, którzy notabene  należą do najszczęśliwszych ludzi na świecie, utrzymywał się do momentu pojawienia się szwedzkiego „lagom”. Jakby nie patrzeć – Skandynawowie przodują w filozofii, którą charakteryzuje prostota, funkcjonalność, ekologia, zdrowie, ale także relacje społeczne. Ma ona odzwierciedlenie w każdym aspekcie ich życia: od pracy, poprzez miejsce zamieszkania, po technologie, usługi i produkty. Sztandarowym przykładem miasta łączącego te wszystkie cechy jest Kopenhaga, którą osobiście uwielbiam( i o której pisałem TUTAJ). Jest to również naoczny przykład przeciwieństwa tego, co się dzieje w Polsce. Niestety. Zapraszam na recenzję Miasta życzliwego Davida Sima.

 

Skandynawskie miasta to miasta szczęśliwe

Charakteryzuje je przemyślana architektura, rozwiązania odpowiadające na potrzeby mieszkańców, jak choćby mnóstwo ścieżek rowerowych, dużo zieleni i wspólnych przestrzeni integrujących społeczność, balans pomiędzy pracą a życiem prywatnym (krótszy tydzień pracy, dłuższe wakacje), dbałość o zdrowie, sprawny i przyjazny transport miejski, brak utrudnień w ruchu pieszym czy kołowym, czyste powietrze i woda, dbałość o środowisko (recykling, OZE), małe rozbieżności w zarobkach. To, co jeszcze je wyróżnia to sami mieszkańcy, który są bardzo aktywni społecznie aż do późnej starości np. przeciętny Duńczyk jest np. członkiem 3,5 organizacji, stowarzyszeń i klubów, a 78% Duńczyków przynajmniej raz w tygodniu spotyka się z przyjaciółmi, z rodziną czy kolegami (średnia w Europie to ok. 60 %). Duńskie czy, szerzej patrząc, skandynawskie miasta od lat zajmują wysokie lokaty w rankingach jakości i zadowolenia z życia. Ich aglomeracje tętnią życiem, przyciągają nie tylko turystów, ale i nowych mieszkańców.

 

A jak wyglądają polskie realia?

Polskie miasta wyludniają się. Od dobrych kilku lat mieszkańcy wyciekają z aglomeracji miejskich drobną stróżką niczym piasek w klepsydrze. Dane GUS za chociażby rok 2019 r. pokazują utrzymującą się tendencję depopulacji dużych miast typu Warszawa, Wrocław, Poznań czy Trójmiasto. Jednocześnie zagęszczają się tereny okolicznych, podmiejskich gmin. Niestety, ten trend przyśpieszył w 2020 r. wraz z nadejściem pandemii. Zaczęły się migracje z miast na dużą skalę. Była to swoista ucieczka przed koronawirusem. Polacy zamieniali mieszkania w wieżowcach i blokach z ciasnymi windami na domy z małym lub większym ogródkiem. Zjawisko suburbanizacji, według obliczeń Polskiej Akademii Nauk, kosztuje polską gospodarkę ok. 84,3 mld zł rocznie.

 

Pochwała miejskiego hygge

Celowo porównałem polskie realia do tego, co się dzieje w niedalekiej Skandynawii i nawiązałem do duńskiego hygge z dwóch powodów. Po pierwsze, od lat jako ekpert ds. smart city żywo interesuję się tym, co dzieje się w miastach na całym świecie, o czym możecie poczytać na moim blogu. Po drugie, niedawno skończyłem lekturę książki Miasto życzliwe Davida Sima. Zajęła ona w mojej osobistej biblioteczce równie zaszczytne miejsce, co Miasto szczęśliwe Charlesa Montgomerego oraz Być jak Kopenhaga Mikaela Colville-Andersena. To bardzo wartościowa pozycja. Według mnie powinni ją przeczytać zarówno samorządowcy, jak i mieszkańcy (w tym zbiorze widzę także przedsiębiorców, architektów, urbanistów, inwestorów czy ekspertów ds. rozwoju miast).

             
Źródło: www.wysokizamek.com.pl

Miasta w czasie pandemii

David Sim to szkocki architekt i urbanista, który w Skandynawii zdobył nie tylko wykształcenie, ale również nowe spojrzenie na planowanie przestrzeni miejskiej. Miasto życzliwe to pierwsza jego pozycja wydawnicza przetłumaczona na język polski, z czego bardzo się cieszę, bo może stać się prawdziwą inspiracją do zmiany polskich miast!

Miasto życzliwe rozpoczyna, jak przystało na książkę wydaną w dobie pandemii, analiza tego, co się stało z miastami (i jego mieszkańcami), w których zapanował totalny chaos budowlany, niemający nic wspólnego z potrzebami i zasadami życia społecznego. Gęsta zabudowa nowo powstających blokowisk nie tylko pozbawiła nas oddechu, ale również sąsiedzkiej bliskości, dostępu do zieleni, pełnowymiarowych przestrzeni rekreacyjnych i niezbędnych usług. Oto jeden z fragmentów książki oddający esencję tego dramatu:

„Miasta w czasie pandemii dały nam w kość. Odcięcie życia kulturalnego w postaci kin, koncertów i teatrów oraz siedzenia w knajpach sprawiło, że to, co jest istotą życia miejskiego, zniknęło i przestało równoważyć wszystkie bolączki współczesnych polskich miast: brak zieleni, złe planowanie czy ogólną brzydotę przestrzeni. Miasta w pandemii były jeszcze bardziej szare i ponure. Jak ktoś mieszkał w starej dzielnicy, to miał szczęście, bo zwykle w odległości krótkiego spaceru były pozostałości dobrego planowania: park, lokalny sklepik czy kawiarnia sprzedająca kawę na wynos, którą można było wypić na wystawionej półlegalnie ławce czy krześle. Gorzej w nowych dzielnicach. Betonowe nieprzyjazne przestrzenie pozbawione zieleni i powodów do spaceru były dowodem na to, że miejskość we współczesnej odsłonie to piekło. Zwłaszcza tam, gdzie celem inwestorów, chcących zarobić jak najwięcej, było maksymalne wyciskanie powierzchni użytkowej mieszkania, kosztem terenów zieleni, przestrzeni wspólnych czy usług. Tam mogliśmy w pełni odczuć konsekwencje planowania przestrzennego zgodnie z filozofią: „utwardzić, wyrównać, wygładzić”.  

 

 

9 kryteriów życzliwego miasta

Czy to oznacza, że współczesne miasta stają się dla nas zaprzeczeniem wysokiej jakości życia, w której nie ma miejsca na kontakt z przyrodą, bezpieczną przestrzeń do zabaw dla dzieci i wieczorną ciszę? Czy te aspekty znajdziemy jedynie na wsi?

David Sim udowadnia, że absolutnie nie! Na ponad 500 stronach książki Miasto życzliwe znajdziemy zbiór przykładów (bogate opisy i świetne ilustracje) zaświadczających, że w mieście można osiągnąć hygge. Naprawdę!

Pokazuje także, że uciekanie na przedmieścia może mieć dla nas katastrofalne skutki: od chorób psychicznych (odłączenie się od znajomych i rodziny, społeczna izolacja i poczucie osamotnienia), poprzez zdrowotne (nadwaga wynikająca z dojeżdżania autem do pracy, przedszkola, szkoły czy do oddalonych sklepów) po kryzys klimatyczny (zakorkowane wloty i wyloty z miasta, podporządkowanie przestrzeni miast samochodom).

I mówi: głównym celem miast powinno być zagęszczanie! Ale zagęszczanie przyjazne mieszkańcom i przemyślane, oparte na 9 sformułowanych przez Sima kryteriach:

  1. Różnorodności form zabudowy
  2. Różnorodności przestrzeni zewnętrznych
  3. Elastyczności
  4. Ludzkiej skali
  5. Dostępności dla pieszych
  6. Poczucia kontroli i przynależności
  7. Przyjemnego mikroklimatu
  8. Ograniczonym śladzie węglowym
  9. Większej bioróżnorodności

Według autora dobrze zaprojektowane miasto powinno umożliwiać obywatelom stopniowanie zażyłości z innymi ludźmi, strefując przestrzeń, poczynając od przestrzeni prywatnej, w której możemy spędzać czas sami, przez wspólną przestrzeń domową, półprywatną przestrzeń sąsiedzką, półpubliczną przestrzeń, którą dzielimy również z przypadkowymi ludźmi, po dobrze zaprojektowaną przestrzeń publiczną. Tam, gdzie stykamy się z innymi ludźmi, warto zadbać o różnorodność: zarówno społeczną, jak i funkcjonalną.

                                                   Źródło: www.wysokizamek.com.pl

 

Szczęśliwe sąsiedztwo

To, co podoba mi się w książce równie, jak przedstawiona ideologia oraz popierające ją przykłady – to jej formuła. Autor, niczym przewodnik turystyczny, nie tylko oprowadza nas po zakątkach miast, ale jednocześnie wskazuje problemy, analizuje rozwiązania, przedstawia efekty zmian. Wraz z nim wędrujemy po Malmo, Kopenhadze, Tokio, Nowym Jorku, Barcelonie, Lucernie, Meksyku, Seulu, Kioto, Sydney, Brnie, Fryburgu, Sztokholmie, Sao Paulo, Bazylei, Lyonie, Melbourne czy Londynie oraz tamtejszych podwórkach, chodnikach i ulicach, odwiedzamy klatki schodowe, balkony, lokalne sklepiki i parki. W każdym z tych miejsc się zatrzymujemy i poznajemy niuanse odpowiedzialne za szczęśliwość mieszkańców. Czasami jest to zmiana rozpiętości ulic, w innym przypadku zróżnicowane warstwowo budynki, które generują więcej funkcji, a w jeszcze innych, wprowadzenie usprawnień do transportu miejskiego, stworzenie azyli dla pieszych, mnogość ścieżek rowerowych, niska oraz gęsta zabudowa zamiast wieżowców, czy przekształcenie parteru w aktywne, wspólne przestrzenie integrujące sąsiadów.

Ta swoista podróż, którą odbywamy wraz z lekturą książki ma na celu udowodnienie, że poprawa jakości życia w mieście jest łatwiejsza niż myślimy. Wystarczy dopasować miejską przestrzeń do mieszkańca i jego potrzeb. Co więcej – David Sim nawołuje, by mieszkańcy sami aktywnie ją kształtowali wraz z inwestorami i władzami miast, by włączali się w tworzenie miejsc do życia, w których chcieliby pozostać.

 

Różne wzorce, jedno przesłanie

Autor Miasta życzliwego podkreśla, że „potrzebujemy dobrze zaprojektowanych przestrzeni, aby życie sąsiedzkie i rytm miejskiego życia były dla nas źródłem radości i korzyści, a nie utrapieniem. Takiej przestrzeni, która pozwala nam pogodzić pozornie sprzeczne potrzeby: potrzebę bliskości i kontaktu z innymi oraz potrzebę samotności”. I równie mocno przypomina, że proces tworzenia przestrzeni miejskiej nigdy się nie kończy: on trwa nieustannie, przekształcając się wraz z życiem mieszkańców i upływem czasu.

W książce również znajdziemy omówienie takich zagadnień, jak smart city czy nawet dumb city, ale nie chcę już więcej spojlerować tej lektury. Po prostu: zwolnijcie na chwilę, usiądźcie z kubkiem ulubionego napoju w ręce, przeczytajcie.

I koniecznie dajcie znać w komentarzach, czy równie jak David Sim uważacie, że hygge w mieście jest możliwe?

Udostępnij:

Smart City to miasto
szczęśliwych ludzi.

Dariusz Stasik

Obserwuj na Instagramie